piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 5

Haymitch:

Gdzie ona do cholery schowała te butelki?
Przeszukałem pół domu i nigdzie ich nie ma. Mój organizm już tego nie wytrzymuje, po prostu muszę się napić. Ciągle mnie suszy, boli mnie głowa i jestem zdenerwowany. Czy ona musi na siłę mnie unieszczęśliwiać? Wystarczyłaby jedna butelka, żebym odżył.
Teraz Effie siedzi u Katniss i Peety, więc nie wróci prędko. Jest zbyt pochłonięta planowaniem imprezy. Mi dała dzisiaj wolne, a ja zamierzam to wykorzystać na przeszukanie domu w celu odnalezienia trunków.
Przeszukałem swój pokój, kuchnie i salon. Zabieram się do reszty pokoi, które odkąd tu mieszkam stoją puste. Oczywiście nic tam nie znajduje. Przeglądam też łazienkę. Nic.
Musiała schować to w swojej sypialni.
Niepewnym krokiem wchodzę do jej pokoju. Nie jestem pewny, czy chcę grzebać w jej rzeczach. W końcu jednak pragnienie promili bierze nade mną górę i otwieram jej szafę. W środku znajduję wiele ubrań, począwszy od eleganckich sukienek, przez spodnie i krótkie koszulki nocne, aż po bieliznę. Mój wzrok zatrzymuje się na chwilę przy tym ostatnim, ale szybko się opanowuje. Nie tego szukam. Ostrożnie przerzucam jej rzeczy, ale nie odnajduję żadnych butelek. Podchodzę do jej łóżka i zaczynam je sprawdzać. Od razu przypomina mi się nasza rozmowa sprzed kilku dniu. Odganiam od siebie tę myśli i szukam dalej. Oczywiście nic nie ma.
Pół godziny później zrezygnowany siedzę na jej dywanie. Nie mam pojęcia, gdzie jeszcze mogłaby je schować. Przecież już wszędzie sprawdziłem! Czuję, że jeśli za chwilę czegoś nie wypiję, to wyschnę. Potrzebuję czegokolwiek mocniejszego.
I nagle mój wzrok pada na małą walizkę leżącą za szafką. Budzi się we mnie nadzieja. Czyżby Effie schowała mój alkohol właśnie tam.
Zrywam się z podłogi i otwieram walizkę. Bingo! Kilka butelek bimbru spoczywa w niej sobie spokojnie. Mam ochotę skakać ze szczęścia. Biorę wszystkie i uciekam do swojej sypialni.
Już zapomniałem, jak to jest, kiedy alkohol krąży po moim ciele. Czuję, że znów mogę żyć. Wypijam łyk po łyku, a po każdym następnym jestem bardziej szczęśliwy. 

Effie:

- Masz rację, Peeta, to doskonały pomysł - oznajmiam. Siedzimy w ich mieszkaniu i dyskutujemy o menu na przyjęcie. Katniss mało się odzywa, ale nie mam jej tego za złe. Na pewno myśli teraz o swojej siostrze Prim.
- I może na końcu damy trzywarstwowy tort? Mogę upiec.
- Wspaniały pomysł. Dobrze więc, menu mamy już załatwione. Trzeba jeszcze tylko potwierdzić kilka zaproszeń. Katniss, mogłabyś się tym zająć?
Dziewczyna kiwa głową. Może to na chwilę oderwie ją od pochmurnych myśli.
- Effie, możesz mi powiedzieć, dlaczego nie ma z nami Haymitcha? - pyta Peeta.
- Dałam mu dzień wolnego. Ostatnio naprawdę ciężko pracował, to znaczy ciężko jak na niego, więc pomyślałam, że należy mu się ten jeden dzień.
- Swoją drogą, nie wiem jak ci się udało go do tego wszystkiego zmusić. A właśnie, jak ci się z nim mieszka? Bo jeżeli masz jakikolwiek problem, zawsze możesz się do nas przenieść. Wszyscy wiemy, jaki jest Haymitch.
- Sama się dziwię, ale czuję się tam naprawdę dobrze. Na początku sama się martwiłam, że nie wytrzymam z jego gburowatością i sarkazmem. Ale jest dużo lepiej, odkąd nie pije. 
- Mam nadzieję - odzywa się Katniss. - że tym razem długo wytrzyma. Jednak znając Haymitch szanse są naprawdę małe.
Tak bardzo chcę, żeby się myliła. Ciągle myślę o tej rozmowie kilka dni temu u mnie w pokoju. Był taki szczery... Takiego mogłabym go nawet lubić. 
- Dobrze, jutro ostatnie poprawki, później zastanowimy się nad strojami, a w sobotę nasz wielki, wielki dzień!
Wychodzę z ich mieszkania i kieruję się do domu Haymitch. Zaskakuje mnie całkowita cisza, jaką tam zastaję. Myślę, że pewnie wyszedł się przejść, więc nie przejmując się, idę do swojej sypialni. Kiedy już wchodzę do środka, dochodzi mnie odgłos tłuczonego szkła. Dochodzi z pokoju Haymitcha. Szybko się tam kieruję.
Leży na podłodze obok stłuczonego szkła. W ręku trzyma butelkę bimbru. Jest kompletnie pijany.
- Co ty wyprawiasz?! - wrzeszczę.
Haymitch zerka na mnie, a na jego twarzy pojawia się ten znienawidzony przeze mnie sarkastyczny uśmieszek.
- A co myślałaś, skarbie? Że ich nigdy nie znajdę? Że będę sobie abstynentem, bo ty tak chcesz? Za kogo ty się uważasz, że włazisz w moje życie i całkowicie je zmieniasz?
Jego słowa mnie ranią. Zwłaszcza, że ostatnio zaczęliśmy się dogadywać. Nie chcę jednak tego po sobie pokazać, więc szybko angażuję się w tę kłótnię.
- Grzebałeś w moim pokoju?!
- A jak inaczej miałbym to znaleźć, skarbie? - rechocze. - Masz śliczną bieliznę.
Przesadza. Jestem na niego tak wściekła, że najchętniej rzucałabym w niego wszystkim po kolei. A on leży na tej podłodze zupełnie niewzruszony i się śmieje. Jego obrzydliwy rechot doprowadza mnie do szału. 
- A ja myślałam, że się zmieniłeś...
- NIE CHCĘ się zmieniać, zrozum to! Dobrze mi być taki gburowatym pijakiem! Pogódź się z tym, albo po prostu odejdź z mojego życia. 
Ma rację. Muszę odejść z jego życia, zaczynając od odejścia z tego domu. Wybiegam z pokoju, słysząc za sobą jego głos:
- Zostań Effie! Napij się ze mną!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz