piątek, 27 grudnia 2013

Rodział 4

Effie:

- Błagam cię, tylko jedna butelka!
Przez pierwsze kilka sekund jestem pewna, że to w moim śnie. Ale dlaczego strażnik w więzieniu prosi mnie o jakąś butelkę? W końcu zdaję sobie sprawę, że to Haymitch. Otwieram zaspane oczy i patrzę na niego. Stoi w szlafroku przed moim łóżkiem. Marszczę czoło.
- Co ty tu robisz?
- Jedna, najmniejsza butelka. Proszę. Nie dam rady zasnąć bez alkoholu.
- W ogóle mnie to nie obchodzi. Kiedy nie pijesz, łatwiej się z tobą dogadać. Jesteś nawet użyteczny.
Haymitch prycha. Mam dziwne wrażenie, że się mi uważnie przygląda. Oczywiście jestem tylko w krótkiej koszuli nocnej, nie mam na sobie peruki ani makijażu. Niechętnie się przyznam, że teraz  czuję się o wiele lepiej. Czuję, że makijaż jest dla mnie za ciężki, że ubrania mnie uwierają, a peruka ciągle mnie ugniata. Wolałabym już tego wszystkiego nie nosić, ale przecież nie mogę tak nagle przestać dbać o wygląd. Jestem Effie Trinket a to zobowiązuje.
Haymitch ciągle na mnie patrzy, a jego wzrok stanowczo za często zatrzymuje się o okolicy mojego biustu. Automatycznie podciągam wyżej kołdrę.
- Nie zasnę bez bimbru! - warczy. Jest  mocno zdenerwowany, ale ja nie mam zamiaru dać za wygraną. Naprawdę staje się lepszy odkąd nie pije. Co prawda nadal jest gburowaty i sarkastyczny, ale czasami nawet udaje mi się go zmusić do zrobienia czegoś pożytecznego.
- Dlaczego on jest ci tak bardzo potrzebny?
- Po prostu. Dzięki niemu nie myślę o tym wszystkim - jego głos przestaje być oschły, kiedy to mówi. Jest szczery, co mnie trochę zadziwia.
Wstaję z łóżka, próbując zignorować spojrzenia Haymitcha. Podchodzę do niego i delikatnie odgarniam kosmyk włosów z jego czoła. Wiem, że jest zdziwiony, moim zachowaniem. Trochę mnie to nawet śmieszy.
- O czym zapomnieć?
Haymitch marszczy brwi. Przez chwile myśli, że żartuje, ale ja nadal patrzę na niego, czekając na odpowiedź.
- Chcesz... Chcesz ze mną o tym rozmawiać?
Nie wiem dlaczego się tak dziwi. Może nikt wcześniej nie chciał z nim o tym rozmawiać. Może to wszystko dusił w sobie przez te wszystkie lata i to dlatego taki jest.
Uśmiecham się delikatnie i łapię go za rękę. Jego dłoń drga i obawiam się, że się wyrwie, ale tego nie robi. Pozwala mi się poprowadzić do łóżka. Siadamy na nim.
- To o czym chcesz zapomnieć?
- Igrzyska. Makabryczne mordy. Krew. Śmierć. Zwłoki. - Jeszcze nigdy ze mną szczerze nie rozmawiał. Zawsze ukrywał się pod maską pijanego dupka. A teraz wymieniał te wszystkie rzeczy, z pustym wzrokiem utkwionym w podłogę. - I ci wszyscy trybuci, których nie zdołałem ocalić. Nie masz pojęcia, jak to...
- Naprawdę tak uważasz? - pytam i od razu tego żałuję. Nie chcę mu o wszystkim opowiadać.
Haymitch przygląda mi się uważnie, nie rozumiejąc moich słów. Mam nadzieję, że o nic nie zapyta. Że wstanie i pójdzie spać. Boję się, że będę musiała mu powiedzieć, a kiedy powiem wrócę myślami do tego wszystkiego. Już i tak wystarczy, że mi się to śni.
- Effie?
- Co? - udaję idiotkę. Może uzna, że nie warto ze mną rozmawiać, bo jestem za głupia.
- Masz o tym pojęcie?
- Przecież ja też ich straciłam. Trybutów.
Kłamstwo. Nie byłam do nich tak przywiązana, jak on. Nie odczułam jakiejś wielkiej straty, kiedy ginęli. Ale może to kupi.
- Przecież nie byłaś z nimi związana. Chodzi o coś innego.
Przeklinam w duchu jego spryt. Swoją drogą to dziwne, że nagle się o mnie martwi. Pewnie po prostu go zaciekawiłam i tyle.
- Effie?
- Dobra. Jeżeli nie pamiętasz, to po tym jak Katniss wysadziła arenę, trafiłam do więzienia. I to chyba najgorszego więzienia w całym Panem. Proszę, nie każ mi wspominać, co tam było. Nie dam rady o tym mówić.
Jest zaskoczony. Pewnie nie myśl, że martwię się czymkolwiek oprócz organizacji. Zresztą sama wiem, że robię takie pozory.
- Nie musisz nic mówić. Wyobrażam to sobie.
Nastaje  długa cisza. Nagle czuję wielką chęć przysunięcia się do niego. Sama nie wiem dlaczego. Po prostu chcę być trochę bliżej...
Przerażona własnymi myślami, odsuwam się. 
- Chyba powinieneś iść spać.
- Racja - mówi i wychodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz